Piętnując wynaturzone relacje władzy oraz ksenofobiczny fundament narodowej tożsamości, Jacquot pozuje na surowego krytyka, moralistę, oskarżyciela. Ale w gruncie rzeczy powtarza tezy powieści
Nic dziwnego, że w kopiącej mieszczucha i klerykała powieści Octave'a MirbeauLuis Buñuel odnalazł materiał na film. Sam przecież z lubością oddawał się obu powyższym aktywnościom. W swoim "Dzienniku panny służącej" zaglądał więc za kurtynę dobrych obyczajów, tropiąc ukryty za nią surrealizm perwersji i fetyszyzmów. Wcześniejsza, wyreżyserowana w Hollywood przez Jeana Renoira ekranizacja książki Mirbeau nie była aż tak drapieżna. Bliżej jej wręcz do komedii romantycznej: od społecznego komentarza bardziej liczyły się tam matrymonialne perypetie bohaterów. Tymczasem Benoît Jacquot – w najnowszej adaptacji książki – niby powiela krytyczny ton pierwowzoru, ale gubi gdzieś cel całej opowieści.
Le Tax Shelter du Gouvernement Fédéral de Belgique
JPG Productions
Les Films du Fleuve
France Télévisions
Ciné+
Canal+ France
Les Films du Lendemain
Région Ile-de-France
Centre National de la Cinématographie (CNC)
Backup Media
Be TV
Mars Films
France 3 Cinéma
"Nie ma złych posad, tylko złe służące", słyszy w którymś momencie od swojej przełożonej Célestine (Léa Seydoux), tytułowa panna służąca. W tym pouczeniu brzmi przykaz przymykania oka oraz przyzwolenie na bezwzględne uprzedmiotowienie służby. Ale właśnie z racji wykonywanego zawodu Célestine doskonale nadaje się na przewodniczkę po francuskim społeczeństwie początku XX wieku: dziewczyna widzi wiele, choć musi zachować milczenie i pokerową twarz posłusznej pracownicy. Mając za sobą służbę w kilku domach, zdążyła już zresztą poznać rodzaj zamiatanych zazwyczaj pod dywan sekretów: wymuszane aborcje, pokątne mezalianse, skrzętnie skrywane zabawki erotyczne. Kiedy bohaterka ni stąd ni zowąd otrzymuje propozycję pracy w domu publicznym, oferta wychodzi od kobiety, która według wizytówki zajmuje się "krawiectwem". Eufemizm, hipokryzja i wyparcie są językiem tego świata w równym stopniu, co francuski.
Jacquot opisuje tę przestrzeń, jakby snuł kryminalną intrygę. Célestine przyjeżdża na prowincję do domu nowych państwa przy akompaniamencie tajemniczych fraz pianina. Atmosferę podejrzenia rodem z powieści detektywistycznej zagęszcza lejtmotyw transfokującej kamery. Zoom jest tu ekwiwalentem ciekawskiej natury służącej, przeczesującej wzrokiem kąty domostwa w poszukiwaniu kolejnych tajemnic. Prawdziwy pojedynek spojrzeń odbywa się jednak przede wszystkim między Célestine a stajennym Josephem (Vincent Lindon). O ile dziewczyna z łatwością jest w stanie owinąć sobie wokół palca pana domu (Hervé Pierre), o tyle mrukliwy, gruboskórny Joseph pozostaje dla niej intrygującą zagadką. Kiedy w okolicy dochodzi do gwałtu i morderstwa, to właśnie ku mężczyźnie kieruje się podejrzenie bohaterki.
Le Tax Shelter du Gouvernement Fédéral de Belgique
JPG Productions
Les Films du Fleuve
France Télévisions
Ciné+
Canal+ France
Les Films du Lendemain
Région Ile-de-France
Centre National de la Cinématographie (CNC)
Backup Media
Be TV
Mars Films
France 3 Cinéma
W "Dzienniku panny służącej" każdy – nie wyłączając tytułowej postaci – gra w grę pozorów. Choć wszystkie wydarzenia śledzimy z punktu widzenia Célestine, również i jej motywacje nieraz pozostają dla nas niejasne. Główną bohaterkę miała początkowo zagrać Marion Cotillard, Léa Seydoux wydaje się jednak lepszym wyborem – właśnie ze względu na tę ambiwalencję. Obie aktorki mają w sobie eteryczną niewinność zaklętą w jakby wiecznie spuchniętych oczach. Ale to w zimnym spojrzeniu Seydoux pobrzmiewa konieczna tu nuta pogardy. Célestine, mimo że wciąż ktoś składa jej niedwuznaczne propozycje, nie jest przecież tylko ofiarą. Na każdą zachciankę swoich chlebodawców – zwłaszcza terroryzującej ją pani Lanlaire (Clotilde Mollet) – ma w odpowiedzi ciętą ripostę albo obelgę, nie wiadomo do końca: wymamrotaną pod nosem czy wypowiedzianą tylko w wyobraźni.
Wspomniana wyżej maksyma o złych posadach i złych służących znajduje odbicie w opinii Célestine, która proponuje własną klasyfikację dobra i zła. Kiedy dystrybuujący antysemickie ulotki Joseph wdaje się w tyradę przeciwko Żydom, dziewczyna odpiera, że występni są zarówno Żydzi, jak i katolicy. W "Dzienniku panny służącej" grzech jest wszechobecny. Przywileju na łajdactwo nie mają tu tylko uprzywilejowani; społeczeństwo przeżarte jest zepsuciem od góry do dołu. Piętnując wynaturzone relacje władzy oraz ksenofobiczny fundament narodowej tożsamości, Jacquot pozuje na surowego krytyka, moralistę, oskarżyciela. Ale w gruncie rzeczy powtarza tezy powieści Mirbeau sprzed ponad wieku – tyle że spłyca je i ubiera w poprawną formę francuskiej średniej krajowej. Przez niemal dwie godziny bardzo urokliwie kluczy, by ostatecznie rozmydlić wszystko w rozchwianym, irytująco niedefinitywnym finale. Zamiast drapieżnej antymieszczańskiej satyry wychodzi mu coś odwrotnego: konfekcja dla nuworysza, przerwka na kulturkę.
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu